Ja akurat lubiłem szkołę, ale doskonale rozumiem, że szkoły można nie lubić. Szkoła jest niczym olbrzymi wir, który wciąga różne problemy świata, a dziecko musi w niej żyć i próbować nie utonąć. W szkole ścierają się coraz ostrzejsze poglądy różnych rodzin i kolegów, manipulacje polityków, dyrektywy naukowców, charaktery uczniów, bezradność nauczycieli i często mało sensowne zarządzenia nadrzędnych władz. Każdego ranka w milionach domów słychać bolesne westchnienia zarówno dzieci, jak i nauczycieli. Dlaczego więc szkoły istnieją? Odpowiedź jest prosta: rodzice potrzebują instytucji, która przypilnuje ich pociech, a państwo potrzebuje wykształconych obywateli. Dlatego powstał obowiązek szkolny.
Powyższy obraz szkoły jest pesymistyczny, świadomie przejaskrawiony, co nie znaczy, że pozbawiony pewnej słuszności. Z drugiej strony wiele osób lubi swoją szkołę. Powstają szkoły społeczne i prywatne, funkcjonuje edukacja domowa. Wykształcenie jest biletem do dorosłego życia, najważniejszym darem, który rodzina i społeczeństwo mogą ofiarować dzieciom.
W bieżącym numerze miesięcznika zastanawiamy się, co zrobić, aby dzieci zrozumiały i przyjęły ten dar. W jaki sposób sprawić, by nauka stała się wyzwaniem i przygodą, a nie tylko udręką i przykrym obowiązkiem?
Henry Brooks Adams, amerykański historyk i pisarz, stwierdził kiedyś, że rola nauczyciela ociera się o wieczność, nie wiadomo bowiem nigdy, jak daleko sięga jego wpływ na życie wychowanka. Z tą świadomością życzymy wszystkim nauczycielom – począwszy od rodziców i innych domowników, poprzez wychowawców, wykładowców, opiekunów etc. – aby kolejny rok szkolny przybliżył nas i nasze dzieci do ciekawej wiedzy i nieskończonej perspektywy… Wiele siły!
ks. Janusz Stańczuk – redaktor naczelny