Przejrzałem kilka forów internetowych, na których pojawiają się wypowiedzi małżonków przeżywających kryzys. Temat jest popularny, większość wpisów licznie komentowana, grono doradców wyjątkowo duże. Niemal wszyscy udzielają jednej rady: „Spakuj walizki (swoje albo współmałżonka), poszukaj mieszkania. Miłość wygasła, do głosu doszły egoizmy i najgorsze przywary, nie ma więc powodu, aby pozostawać dłużej razem”. I tylko gdzieniegdzie wyświetla się nieśmiała uwaga, że istnieją przecież programy naprawcze, że warto spróbować uzdrowienia. Takie komentarze są jednak nieliczne, w najlepszym przypadku jeden na dziesięć. Gdyby przełożyć to na język medyczny, brzmiałoby to mniej więcej tak: „Skoro masz łuszczycę na ręku, to pora… rozstać się z ręką. Jeśli dokucza ci wątroba, spakuj ją do pudełka i wystaw na śmietnik”. Absurdalne, prawda? Dlaczego więc tak łatwo pozbywamy się szansy na uleczenie małżeństwa i wzmocnienie więzi rodzinnej?
Jan Paweł II nauczał, że na słowo „miłość” – mowa o miłości małżeńskiej – składają się trzy sfery: potomstwo, wzajemna pomoc (uświęcenie) oraz seksualność. Te trzy tematy powinny stanowić wiodący temat naszych refleksji, planów, wysiłków. Kryzys małżeński zaczyna się na ogół w momencie, w którym tracimy z oczu owe fundamenty miłości, a próbujemy zrealizować własny plan życia oparty na karierze, dominacji, wygodzie itp. W obecnym numerze miesięcznika pragniemy poświęcić kilka słów tym trudnym małżeńskim przemyśleniom. Co zrobić, aby ocalić wspólną przeszłość i przyszłość, zamiast wywracać stolik do góry nogami i przysiadać się do innego? Nie twierdzę, że w każdym przypadku ocalenie jest możliwe, ale poddając się bez walki, nigdy nie będziemy dumni z siebie i ze swojego życia.
W październiku zapraszamy także do korzystania z pomocy duchowej, którą jest różaniec. Modlitwa nie zmienia świata – jak mówił jeden z mędrców – bo nie jest zaklęciem. Zmienia nas, a dzięki temu potrafimy zmienić świat.
ks. Janusz Stańczuk – redaktor naczelny