Blog

Eucharystia to jest TA SAMA ofiara która dokonała się na Golgocie

Eucharystia to jest TA SAMA ofiara która dokonała się na Golgocie

Eucharystia nie jest powtórzeniem czy znaczeniowym przywołaniem ofiary Golgoty. Nie jest jej symbolicznym czy sakramentalnym odblaskiem. Nie jest to opowiadanie czy przedstawienie, które kryje w sobie w jakiś sposób treść owego pierwotnego wydarzenia ofiary. Eucharystia to jest TA SAMA ofiara, która dokonała się na Golgocie – dokładnie TA SAMA i JEDYNA. Taka jest nasza wiara.

Msza święta nie jest samą konsekracją. Nie jest tylko przeistoczeniem. I nie chodzi tu o to, że zawiera inne elementy i obrzędy, w których uczestniczymy. Chodzi o samą istotę. Gdyby kapłan dokonał samej konsekracji (oczywiście łamiąc zasadniczo prawo kościelne, kan. 927), to dokonałby przemiany chleba w Ciało i wina w Krew, jednak nie mielibyśmy do czynienia z odprawieniem Mszy. Msza święta to uobecnienie Chrystusa w Jego Ciele i Krwi, które zostają złożone w ofierze. Wyrazem i spełnieniem tej ofiary jest spożycie darów ofiarnych. Eucharystia zatem dokonuje się, kiedy kapłan nie tylko konsekruje, ale i spożywa to, co zostało ofiarowane. Taka idea ofiary sięga początków Starego Testamentu. Izraelici nie tylko mieli zabić jednorocznego baranka w Egipcie w pamiętną noc wyjścia, ale mieli go spożyć. Kapłani, składając ofiarę, część z niej spożywali lub spalali ją w ogniu – wtedy trawił ją ogień i zostawała jakby w całości „konsumowana” przez Boga, któremu była przekazywana. Sama idea ofiary zawiera w sobie pierwiastek przekazania jakiegoś daru, jakiejś naszej ziemskiej rzeczywistości Bogu.

We Mszy świętej mamy zatem do czynienia nie tylko z uobecnieniem żywego Chrystusa, ale z uobecnieniem Jego dzieła – ofiary krzyżowej. I nie jest to jakieś wirtualne uobecnienie ani nie jest to wspomnienie lub opowieść. Eucharystia nie jest powtórzeniem czy znaczeniowym przywołaniem ofiary Golgoty. Nie jest jej symbolicznym czy sakramentalnym odblaskiem. Nie jest to opowiadanie czy przedstawienie, które kryje w sobie w jakiś sposób treść owego pierwotnego wydarzenia ofiary. Eucharystia to jest TA SAMA ofiara, która dokonała się na Golgocie – dokładnie TA SAMA i JEDYNA. Taka jest nasza wiara. Kiedy uczestniczymy w Eucharystii, to nie uczestniczymy w czymś mniej niż śmierć Chrystusa na Golgocie, ba, nawet nie uczestniczymy w czymś tak samo doniosłym, lecz innym, ale uczestniczymy dokładnie w TYM SAMYM wydarzeniu. W pewnym sensie, uczestnicząc we Mszy, możemy powiedzieć, że właśnie przed chwilą byliśmy dwa tysiące lat temu na Golgocie. Że byliśmy dwa tysiące lat temu w Wieczerniku. W rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak różne Msze lub jak kilka Mszy. Jest jedno wydarzenie co do miejsca i czasu, jedna najdonioślejsza Ofiara krzyżowa, która mocą sakramentu łamie czas i przestrzeń, przenika wszystko, ogarnia wszystko, gdyż jest nieskończona i ponadczasowa i manifestuje się – realnie staje się obecna, rzeczywista i dotykalna w miejscu celebracji liturgicznej. Możemy zatem przyjąć, że idąc na Mszę świętą, idziemy na miejsce uroczyste, na którym nasz Pan rzeczywiście oddaje życie. Że to naprawdę stanie się w równie niepowtarzalny i jedyny sposób jak na Golgocie. Że ta niepowtarzalność i jedyność jest tą samą niepowtarzalnością i jedynością. Jest to bowiem to samo, wydarzenie. Eucharystia zatem sprawowana w różnych miejscach i czasach dzieje się równocześnie co do czasu i miejsca z Ofiarą krzyża. Podczas Mszy Chrystus naprawdę właśnie tu i teraz – nie kiedyś i gdzieś – ale tu i teraz umiera śmiercią krzyżową w dokonywanej przez siebie ofierze.

Msza święta jest realnym uobecnieniem w naszej przestrzeni życiowej Osoby Chrystusa – ale nie samej izolowanej osoby, monady Jego osobowości, ale Chrystusa realizującego swoje zbawcze dzieło w swojej jedynej ofierze. Właściwie jeśli chodzi o Chrystusa, o jest On nierozerwalnie związany ze swoją misją. Z Chrystusem i Jego misją rzecz się ma inaczej niż z nami i naszymi działaniami. My jesteśmy osobami, które realizują jakieś dzieła. Jednak nasze dzieła nie są z nami tożsame. Jeśli ja piszę swoją książkę, to moja książka nie jest mną ani nawet w pełni mnie nie wyraża. Jest ona wyrazem czegoś, co jest we mnie, ale zawsze moje działanie będzie tylko wyrazem jakiejś cząstki mnie. Nawet jeśli za moje działanie uznać moje istnienie, to samo moje „bycie” (w znaczeniu aktu) nie wyraża w pełni mojego bytu. U Chrystusa jest inaczej. On nie był prorokiem czy kapłanem w takim znaczeniu, w jakim prorokami i kapłanami były osoby Starego Testamentu. Przed Chrystusem Bóg powoływał różnych ludzi do spełnienia jakichś misji. Te misje były im narzucone. Były oczywiście też w jakiś sposób zaszczepione w ich sercach, bo Bóg przemawia do serc i w sercu zasiewa swoje słowo. Jednak wypełnienie misji nie było idealnie tożsame z realizacją pełni siebie czy jeszcze bardziej z realizacją własnej tożsamości. Z Chrystusem jest inaczej. On sam cały jest swoją misją. Wypełniając ową misję, dawał absolutny wyraz swojej istocie. Zatem Chrystus sam w sobie jest „ofiarowaniem się Ojcu”, a Jego ofiara na krzyżu była całkowicie tożsama z Jego Osobą. Taki sposób zależności między istotą a działaniem jest oczywiście przynależny jedynie Bogu. W perspektywie eucharystycznej oznacza to, że nawet jeśli mamy do czynienia z samym Ciałem Pana – z konsekrowaną Hostią, to owa Hostia nie jest jedynie Jego wyodrębnioną od działania Osobą, ale w pełni Nim samym. Hostia, którą adorujemy, „zawiera” zarówno osobę Chrystusa, jak i Jego dzieło, Jego akt zbawczy. W czasie Mszy natomiast ta uobecniająca się osoba Chrystusa staje się także Jego rzeczywistym aktem liturgicznym. Zatem obrzędy Mszy, jej forma, nie są jedynie symboliczną opowieścią i streszczeniem męki, ale są rzeczywistym uobecnieniem owej ofiary, jej sakramentalną, a więc rzeczywistą transpozycją w przestrzeni naszych ludzkich znaków i przestrzeni naszego życia. Nasz udział w akcji liturgicznej jest zatem udziałem w wydarzeniu Golgoty. I to nie tylko udziałem na zasadzie wolnego widza czy słuchacza. To nie jest tak, że w zasięgu naszych zmysłów Chrystus sakramentalnie umiera, lecz cała ta akcja jest odrębna od naszej egzystencji. My jednak jesteśmy włączeni istotowo w tę ofiarę. Uczestniczymy w niej nie jakby z zewnątrz, ale od wewnątrz. Jesteśmy nie tyle naocznymi świadkami, przyglądającymi się ofierze, ale jesteśmy zanurzeni w samym jej centrum. Przecież w zgromadzeniu liturgicznym jesteśmy Jego Ciałem, a Jego ofiara dokonuje się nie na zewnątrz Jego Ciała, ale w tym właśnie Ciele. Zatem udział w liturgii Mszy świętej jest bardziej rzeczywistym udziałem w męce Chrystusa, niż to, którego doświadczyli w Wielki Piątek w Jerozolimie Jego uczniowie. Oni widzieli rzeczywistość bez zasłony znaków, my zaś mamy ją dostępną pod zasłoną znaków. Niemniej jest to dokładnie ta sama rzeczywistość męki. Oni jednak byli widzami przyglądającymi się z zewnątrz, zaangażowanymi bardzo mocno emocjonalnie, lecz mimo wszystko ta ofiara nie była ich ofiarą – oni nie mieli w niej udziału – nie byli włączeni w tę ofiarę, nie przeżywali jej w swoim ciele. Dotyczyła ich ona o tyle, o ile była męką ich ukochanego Pana. Nie było jednak między nimi jeszcze jedności sięgającej współcielesności, tak by mogli przeżywać mękę Chrystusa w Jego Ciele i doświadczać jej przemożności w ciele własnym. Na liturgii tymczasem, my jesteśmy wewnątrz ofiary. Uczestniczymy w niej tak, że mamy w niej udział. Podobnie na adoracji jesteśmy świadkami adorującymi Najświętsze Ciało, które zawiera w sobie całą rzeczywistość misji Jezusa. My jednak jesteśmy postawieni na zewnątrz – nabożnie więc adorujemy, lecz nie uczestniczymy. Zatem tylko Msza święta daje rzeczywisty udział, pozwala wejść w samo wnętrze misterium Chrystusa.

Liturgia Eucharystii otwiera zatem przed nami zupełnie nową rzeczywistość – i nie tylko otwiera, ale nas w nią wprowadza. Kiedy natomiast przyjmujemy Komunię świętą, to tę Osobę tożsamą z Jej ofiarą przyjmujemy dosłownie w siebie, tak że ona zaczyna być obecna w nas. Konanie Chrystusa zaczyna być obecne w naszym ciele, w naszej egzystencji. Czy jesteśmy w ogóle w stanie pojąć, jakie to ma dla nas znaczenie?

Fragment książki: «Bóg Czy Człowiek» o. Jan Paweł Strumiłowski OCist
Wydawnictwo Sióstr Loretanek

POLECAMY

Książka «Bóg Czy Człowiek» nie powstała ani z lęku Autora, ani z zamiłowania do tropienia spisków i herezji, ani też z niezadowolenia w obliczu rzekomej „wspaniałej wiosny chrześcijaństwa”, ale z miłości do Kościoła katolickiego. Powstała także z płynącego z tej miłości żalu i bólu na widok gwałtu zadawanego Oblubienicy Chrystusa. Ten gwałt jakby chciał ją przymusić do tego, by odwróciła się od Boga i bardziej skupiała się na nas.

Wnikliwa analiza symptomów kryzysu w Kościele prowadzi do stwierdzenia, że pierwszeństwo Boga we współczesnym chrześcijaństwie staje się coraz bardziej teoretyczne. W praktyce przekształcamy się w religię humanistyczną, której podstawowym dogmatem jest doczesne dobro człowieka.

Potrzebujemy właściwie pojętego nawrócenia, to znaczy odwrócenia się od gloryfikowania siebie i zwrócenia się ku Bogu. Chrześcijaństwo bowiem bez bólu, bez krzyża, chrześcijaństwo pozytywne, otwarte, uśmiechnięte, staje się coraz bardziej fasadą, ładnym opakowaniem bez tego, co najistotniejsze. Prawdziwe nawrócenie do Boga żywego jest możliwe tylko za pośrednictwem Kościoła. Im więcej Kościoła, tym więcej Boga.