Blog

Po to Pan Bóg dał mi dziesięć palców abym zawsze mógł odmawiać Różaniec

Po to Pan Bóg dał mi dziesięć palców abym zawsze mógł odmawiać Różaniec

Moja babcia powtarzała, że po to Pan Bóg dał mi dziesięć palców, abym zawsze mógł odmawiać Różaniec. Wydawało mi się to komiczne, może urocze, ale dla mnie bez znaczenia. Pan Bóg nie był wtedy dla mnie ważny. Po imprezie bolała mnie głowa, a tu babcia mówi, że ratunek dla mnie jest w Różańcu. Ale te słowa gdzieś we mnie zostały.

Dziewięć lat później szukałem sposobu naprawy życia, zerwania z nałogami – tkwiłem po uszy w hazardzie, byłem na dnie. I w końcu przyszedł moment, kiedy zawyłem z bólu, zawołałem do Boga o pomoc. Odpowiedź przyszła natychmiast, mocno. Doświadczyłem tego, o czym czytamy w Apokalipsie, że On stoi u drzwi i kołacze, chce się ze mną cieszyć, ucztować (por. Ap 3, 20). Szukamy dróg na skróty, wybieramy z menu życia coś, co nie wychodzi nam na zdrowie. A Pan Bóg naprawdę chce, żebyśmy był i szczęśliwi, a nie dźwigał i krzyże, które sami na siebie nakładamy.

Kiedy przyszło doświadczenie Jego obecności, przypomniałem sobie o słowach babci i sięgnąłem po Różaniec. Chwyciłem się go kurczowo, bo bardzo bałem się powrotu do nałogu, do starego życia. Odmawiałem codziennie trzy części, byłem każdego dnia na Eucharystii. I wtedy zrozumiałem, że prawdą jest, co mówią święci: gdy odmawiam Różaniec, to Szatan ucieka, a piekło drży i jestem niewidoczny dla demonów. Przez półtora roku modliłem się w trzech intencjach. Pierwszą było rozeznanie powołania – ale z sugestią, że jeśli to nie będzie celibat, to żeby żona była najlepsza z możliwych: piękna, mądra, dobra, wierząca i kochająca – uparcie te cechy powtarzałem. Druga intencja dotyczyła życia zawodowego – prosiłem, żeby to, co robię, było miłe Panu Bogu, a jednocześnie przynosiło satysfakcję i radość spotkania z ciekawymi ludźmi. Trzecia – żebym jak najpełniej zrozumiał, czym jest Eucharystia, ta niezwykła tajemnica. Wszystkie zostały wysłuchane, a prośba o żonę nawet lepiej niż chciałem, bo powiedziała mi „tak” dziewczyna, która jest znacznie lepsza od tej, o którą prosiłem.

Po ślubie modliłem się razem z Agnieszką – moją żoną. Do narodzin naszych córek nie było dnia, kiedy nie odmówilibyśmy razem dziesiątką Różańca. Nawet jeśli któreś z nas było w podróży, nawet w Japonii czy Izraelu, szukaliśmy chwili na telefon albo chociaż o tej samej porze odmawialiśmy dziesiątek Różańca. Znajduję ogromną przyjemność w rozważaniu tajemnic z życia Jezusa. Ale zauważyłem, że gdy pojawia się pragnienie odmówienia Różańca, to zawsze razem z nim przychodzi pokusa, żeby zrobić coś mniej lub bardziej pożytecznego – coś obejrzeć, do kogoś oddzwonić, pozmywać, posprzątać. Mam wrażenie, że te myśli pojawiają się natrętnie, wręcz jakby w sposób nadprzyrodzony. Wiem, że Szatan bardzo boi się Różańca, mam święte przekonanie, że miecz słowa, jakim jest Różaniec, jest doskonałą bronią przeciwko temu, w którego istnienie wielu powątpiewa.

Choć zostałem uwolniony od nałogu, to każdego dnia jest wiele okazji, żeby wśród wielu dróg wybrać tę niewłaściwą. Mogę powtórzyć za św. Augustynem – „raz wybrawszy, ciągle wybierać muszę”. W niewoli Szatana jest inaczej, bo tam mogę ewentualnie wybrać, czy wolę wódkę czy whiskey, czy gram w ruletkę czy w pokera, czy stawiam na czarne czy czerwone. Nie ma realnego wyboru między życiem a śmiercią – jest tylko śmierć. Przyszedł w końcu taki moment, kiedy zdecydowałem się na wolność – poszedłem z Bogiem za rękę do miejsca, w którym znowu mogłem w wolny sposób podejmować decyzje. Ale to nie jest bezpieczny azyl – to ciągły front, który przebiega w moim wnętrzu. Codziennie mam mnóstwo pokus, żeby pójść na skróty albo w jakąś przyjemność, wygodę. Ale to jest właśnie człowieczeństwo – możność skazania siebie na śmierć albo wybrania szczęścia, nawet jeśli ono kosztuje.

Oprócz Pana Boga najważniejsza dla mnie jest rodzina. Mam cudowną żonę i fantastyczne córki – 15-letnie bliźniaczki i 11-latkę. Staram się mieć z nimi dobry kontakt, choć wiadomo, że w relacji ojciec – nastolatka czasem pojawiają się trudności. Próbuję je pokonywać rozmowami i wspólnie spędzonym czasem. Zapraszam nie tylko moją żonę, ale także córki na „randki”. To dla mnie bardzo ważne, by od czasu do czasu popatrzeć im głęboko w oczy nad pucharkiem lodów, a potem usiąść razem w kinie czy pokarmić łabędzie w Łazienkach Królewskich. I nie chodzi o spacery z całą czwórką moich dziewczyn, ale o spotkania jeden na jedną. Bardzo to lubię. W wakacje znalazłem czas na kilkudniowy wyjazd z każdą z nich, w miejsce, które będzie dla każdej interesujące. Dla nich to było ważne, a dla mnie budujące, bo nie ma nic bardziej wzmacniającego męstwo ojca niż patrzeć, jak rozwijają się jego dzieci. Chciałbym być zawsze atrakcyjnym ojcem dla moich córek. Nie chciałbym takiej sytuacji, że jak skończę ileś lat, to będę dla nich tylko meblem, na którym się uwieszą, żeby dać buziaka w policzek w dniu urodzin. Mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że zarówno z Agnieszką, jak i z dziewczynkami zawsze będziemy się wspierać i wzajemnie inspirować, szukać wspólnych pasji i doceniać te indywidualne. A z moi mi marzeniami dotąd było tak, że wszystko, czego pragnąłem i czym się podzieliłem z Panem Bogiem, spełniało się. Czasami inaczej, niż się spodziewałem, czasami musiałem poczekać dłużej niż chciałem, ale odpowiedź przychodziła dokładnie w tym momencie, kiedy byłem gotowy ją przyjąć.

Rafał Porzeziński – od 18 lat szczęśliwy mąż, tata 3 córek. Dziennikarz radiowy i telewizyjny, trener terapii uzależnień, wydawca, właściciel wydawnictwa Raj Media Porzezińscy. Autor i prowadzący program w TVP1 „Ocaleni”. Jego rodzina kocha Suwalszczyznę, podróże, audiobooki w trasie i wspólne śpiewanie.

Fragment książki: «Różaniec ocala rodziny» Wydawnictwo Sióstr Loretanek

 

POLECAMY